Koncerty Elektrycznych Gitar są niczym wyprawy do świata, w którym ironia spotyka się z nostalgią, a rockowy puls miesza się z ciepłym uśmiechem nad absurdem codzienności. W sobotni wieczór mogliśmy się o tym przekonać po raz kolejny przy okazji występu tej grupy w Atlas Arenie. Po trwającym półtorej godziny występie z czystym sumieniem można przyznać, że mimo upływu lat zespół wciąż potrafi sprawić, iż końcówka zwykłego jesiennego dnia potrafi zamienić się w spektakl pełen inteligentnych słów i chwytliwych dźwięków.
Piosenki dobrze znane
Elektryczne Gitary to taki zespół, którego nie da się chyba nie lubić. Bo jak tu nie lubić kogoś, kto w tak wyjątkowo melodyjny sposób umie snuć błyskotliwe rozważania o otaczającej nas rzeczywistości? Co więcej, choć minęły już prawie cztery dekady od od debiutu grupy na przełomie lat 80. i 90. minionego stulecia, to jej teksty wciąż pozostają niesamowicie aktualne. A publiczność – co łatwo było także zaobserwować w łódzkiej hali – chętnie się z nimi utożsamia i ochoczo śpiewa. Inna sprawa, że nie trzeba być nawet ortodoksyjnym fanem, aby doskonale znać repertuar wywodzącego się z Warszawy zespołu – mimo pojawiających się co sezon nowych twórców, stacje radiowe wciąż bardzo chętnie sięgają po przeboje Elektrycznych Gitar.
W Atlas Arenie – tak jak i na pozostałych koncertach trasy „W Cieniu Sufitów” – dostaliśmy taki właśnie zestaw największych hitów, które przeplatane były humorystycznymi zapowiedziami Kuby Sienkiewicza. Zaczęło się od „Wytrąciłaś”, czyli jednego ze szlagierów z debiutanckiego albumu grupy – „Wielka radość”. Już w tej piosence kryła się zapowiedź tego, co miało nas czekać do końca koncertu: odważnych momentami zabaw z aranżami i popisów poszczególnych instrumentalistów. Trzeba podkreślić, że świetną robotę robił zwłaszcza saksofon, nad którym umiejętnie „czuwał” Aleksander Kornecki. Swój udział w odświeżone brzmienie prezentowanych utworów miał także chórek złożony z dwóch młodych wokalistek: Julii i Marty. – Z przyjemnością odnotowujemy, że skład nam się rozrasta. To bardzo miła sytuacja – podkreślił zresztą po jednej z piosenek lider formacji.
Niezmiernie ważne zapytanie
Po „dramacie o trudnej relacji międzyludzkiej” – jak podsumował inauguracyjny numer Kuba Sienkiewicz – przyszła pora na pochylenie się nad kwestiami dotyczącymi grawitacji. Wbrew tytułowi, podczas „Przewróciło się” pod sceną na szczęście nikt nie sprawdził empirycznie głową poziomu twardości podłogi w Atlas Arenie. Można za to już było zaobserwować wzmożone bujanie wśród znajdującej się tam publiczności. Nóżki, także na trybunach, rytmicznie poruszały się również przy kolejnym numerze – „Co powie Ryba”, który już zawsze będzie nam się kojarzył z komedią „Kilerów 2-óch” oraz świetną rolą nieodżałowanego Jerzego Stuhra (o czym zresztą sam wokalista też przypomniał ze sceny).
Później nadszedł moment, aby tak zbiorowo, jak i indywidulanie spróbować odpowiedzieć na fundamentalne pytania – „I co ja robię tu, co Ty tutaj robisz?”. Zabawa przy tym była przednia i idę o zakład, że w kolejnych dniach uczestnikom koncertu ta fraza chodziła po głowie jeszcze częściej niż zwykle przy okazji różnych zdarzeń, np. w pracy. Warto dodać, że niewątpliwą ozdobą sobotniego wykonania tej piosenki było efektowne gitarowe solo, którego nie powstydziliby się nawet muzycy zajmujący się na co dzień znacznie mocniejszym, ostrzejszym graniem.
Następnym kawałkiem, który zaserwowały nam Elektryczne Gitary, było „Jestem z miasta”. – Ciężko określić, co autor miał na myśli, pisząc ten numer. Ale po latach wciąż dobrze się go śpiewa, więc cały czas go gramy – przyznał z rozbrajającą szczerością Kuba Sienkiewicz. A widownia? No cóż, po raz kolejny zareagowała bardzo entuzjastycznie i donośnie wspomagała artystę. Co warto podkreślić – nie tylko podczas refrenu. Ale przecież hasło przewodnie tegorocznej trasy też nie wzięło się znikąd…
Ich dwoje
W dalszej części koncertu na scenie zobaczyliśmy pierwszego z gości. Tak się składa, ze akurat w Łodzi nikomu raczej Michała Wiśniewskiego przedstawiać nie trzeba było. Lider grupy Ich Troje, w duecie z Sienkiewiczem, najpierw z typową dla siebie ekspresją wykonał kawałek „Cztery Piweczka” z dorobku swojej macierzystej formacji. A po chwili usłyszeliśmy inny numer poświęcony spożywaniu trunków – tym razem już z repertuaru Elektrycznych Gitar. Mowa oczywiście o „Nie pij Piotrek”. W międzyczasie obaj wokaliści ucięli sobie jeszcze żartobliwą pogawędkę o byciu prekursorem w śpiewaniu po niemiecku. A dla porządku wypada zaznaczyć, że kooperacja tych dwóch tak zasłużonych dla polskiej muzyki postaci wypadła co najmniej zajmująco, czyli… zgodnie z oczekiwaniami. Można za Michałem Wiśniewskim w wielu kwestiach nie przepadać, ale trzeba mu oddać, że pod względem scenicznej charyzmy to dalej absolutna krajowa ekstraklasa. A i charakterystycznej chrypki pewnie wciąż zazdrości mu niejeden osobnik młodego pokolenia, który marzy o zastnieniu na rodzimym rynku muzycznym.
Po człowieku z czerwonymi włosami w Atlas Arenie swoje trzy minuty dostał kultowy „Człowiek z liściem”. Ta piosenka jesienią nabiera dodatkowego wymiaru, więc i atmosfera w jej trakcie zrobiła się jeszcze jakby bardziej szczególna. Swoje „dorzuciła” też znakomita solówka na flecie poprzecznym… Po tej unikatowej przejażdżce autobusem w okolicach pałacu kultury znowu – jak na Łódź przystało – zrobiło się na wskroś filmowo. Ekipa Elektrycznych Gitar w mocno energetyczny sposób przypomniała bowiem „Nie jestem sobą”, czyli kolejny utwór ze ścieżki dźwiękowej do „Kilerów 2-óch”.
Fot. Radosław Żydowicz
Piękna i… doktor
Subtelna szyderka z towarzyszących nam od lat realiów życia trwała w najlepsze w niebanalnej muzycznie oprawie, aż niepostrzeżnie nastąpił… „Koniec”. Na szczęście nie chodziło o finał całego koncertu, a o piosenkę, której pierwsze takty od początku lat 90. zwiastują – zwykle w środku nocy – zakończenie wszelkiego rodzaju imprez i spotkań towarzyskich. Mnie osobiście ta bluesowa interpretacja, którą zespół uraczył nas w sobotę, bardzo się spodobała.
Jeśli przyjąć, że występ Elektrycznych Gitar w Łodzi był pełną przeżyć muzyczną księgą, to kolejne jej rozdziały Kuba Sienkiewicz napisał do spółki z kolejnym zaproszonym przez siebie gościem. Tym razem, dla odmiany, był to głos młodego pokolenia i to głos kobiecy. Z promiennym uśmiechem na scenę wkroczyła bowiem Roksana Węgiel, od jakiegoś czasu znana też jako Roxie. Zwyciężczyni Eurowizji Junior sprzed siedmiu lat była – a przynajmniej sprawiała takie wrażenie – wyraźnie zaszczycona faktem, że mogła pojawić tego dnia u boku Sienkiewicza, czyli jednego z najbardziej rozpoznawalnych nie tylko polskich muzyków, ale i… neurologów.
Chwilami nawet jakby lekko speszona, wielokrotnie dziękowała za zaproszenie, ale gdy przyszło do śpiewania, pokazała co potrafi. Najpierw wraz z gospodarzem wydarzenia żywiołowo wykonała „piosenkę hipisowską” – „Włosy”, a potem samodzielnie zaprezentowała swój ostatni singiel – „Błękit”. Nie jestem ekspertem odnośnie twórczości 20-latki z Jasła, ale doceniam, że wersja utworu z Atlas Areny zabrzmiała zgoła inaczej, bardziej zadziornie, niż z radiowych głośników. Triumfatorkę The Voice Kids z 2018 roku mogliśmy jeszcze posłuchać i obejrzeć w akcji podczas drugiego duetu z Kubą Sienkiewiczem. Oboje wykonali bowiem „Dzieci” i w moim odczuciu ich wokalna współpraca jak najbardziej się obroniła – choć i tu aranżacja odbiegała od tej, którą powszechnie znamy z radiowego eteru.
Polityczna aktualizacja
Po zejściu Roxie ze sceny dalej w Atlas Arenie mogliśmy cieszyć się elektrycznogitarową klasyką. Trzeba jednak oddać zespołowi, że zadbał o to, aby być na czasie i „Głowy Lenina” pod koniec utworu – zarówno w tekście, jak i na telebimie – stały się „Głowami Putina”. Co widownia skrzętnie odnotowała i przyjęła z aplauzem… Po jednym z najstarszych utworów w całym repertuarze, Sienkiewicz i spółka sięgnęli dla odmiany po jedną z najmłodszych swoich piosenek. Widać było, że traktująca o ekologii i zasobach naturalnych „Najwyższa pora” na początku stanowiła pewne wyzwanie dla rozśpiewanej publiki, ale stan ten nie trwał długo i pod koniec pojawiające się po sobie refreny były już dziarsko nucone niemal przez wszystkie osoby będące na widowni.
Gdy skończyły się dywagacje na temat surowców naturalnych, można było płynnie wrócić do następnego legendarnego już przeboju. „Wszystko ch.”, okraszone fantastyczną solówką na gitarze, zabrzmiało jakby na scenie prym wiodła jakaś grupa zbuntowanych nastolatków, a nie statecznych już panów po 60-tce. Co więcej, w niejednym pewnie gościu sobotniego koncertu obudziły się wtedy wspomnienia rodem z punkowych festiwali. A odegrane zaraz po tym „Żądze” wcale nie były utrzymane w dużo spokojniejszej stylistyce… Chwilą wytchnienia okazało się dopiero przedstawienie przez Kubę Sienkiewicza wszystkich muzyków wspomagających go na scenie.
Fot. Radosław Żydowicz
Kiler… I wszystko jasne!
Zwieńczeniem podstawowej części setlisty był nieśmiertelny „Kiler”. Oj, naprawdę rzadko się zdarza, aby po niespełna trzech dekadach zarówno jakiś film, jak i tytułowa piosenka do niego śmieszyły oraz bawiły w tak dużym stopniu. Jak można się było naocznie przekonać w Atlas Arenie, nie przez przypadek „Kiler” jest w rozmaitych zestawieniach regularnie wskazywany wśród najlepszych piosenek z polskich produkcji filmowych. Kto był w kwietniu w łódzkiej hali na koncercie Kwiatu Jabłoni i nabrał ochoty na więcej, gdy Kuba Sienkiewicz wykonywał ten utwór wraz ze swoimi dziećmi, ten z pewnością teraz w chłodny październikowy wieczór nie wracał do domu rozczarowany.
Na bis panowie z Elektrycznych Gitar za punkt honoru postawili sobie, aby ugruntować pozycję krajowego zespołu numer jeden w kategorii – piosenka nihilistyczna. Rzecz jasna, było to kolejne oko puszczone w stronę publiczności tego dnia. Co nie zmienia faktu, że utwór „A Ty co” śmiało może uchodzić za poważnego kandydata do miana hymnu nihilistów. A sobotnie wykonanie, w zapadającym głęboko w ucho swingującym rytmie, przysporzyło mu raczej tylko kolejnych miłośników. A na sam koniec otrzymaliśmy jeszcze pełne muzycznego wdzięku wyjaśnienie zagadki dotyczącej tego ile razy trzeba obejrzeć „Czterech Pancernych”, aby się rozerwać. To właśnie „Wiele razy”, a zatem kolejny reprezentant premierowego krążka zespołu, pełnym wigoru podsumowaniem sobotniego spotkania z mieszkańcami Łodzi i okolic. I jakby symbolicznym życzeniem, aby tego typu wydarzenia – przepełnione dobrą jedynie energią – odbywały się jeszcze tutaj z udziałem Elektrycznych Gitar wielokrotnie.
Solidna dawka uśmiechu
Jasne, można nieco żałować, że grupa nie zagrała jeszcze chociażby „Ona jest pedałem” albo „Radości”, które pojawiały się już na aktualnej trasie. Niektórzy pewnie też liczyli po cichu do samego końca na niespodziankę w postaci „Spokoju grabarza” czy „Wyszków tonie”. Ale przy tak bogatej dyskografii trudno spełnić każde muzyczne życzenie. A najważniejsze jest jednak to, że w sobotę mogliśmy upewnić się, iż twórczość Kuby Sienkiewicza oraz jego scenicznych kompanów wciąż jest żywa i nie starzeje się.
Przeskakując w Atlas Arenie po kolejnych hitach grupy trudno było oprzeć się przekonaniu, że głos niespełna 64-letniego jej frontmana pozostaje głosem zdrowego rozsądku w świecie utkanym z paradoksów. Śpiewając w kilkutysięcznym tłumie kolejne piosenki, człowiek miał poczucie jakby uczestniczył w zbiorowej terapii, która chociaż na parę chwil pozwala wyrwać się z mozaiki dziwactw i sprzeczności, jakie co i rusz dosięgają nas nawet w najmniej spodziewanych miejscach. Bez cienia przesady można zatem rzec, iż Elektryczne Gitary znów podłączyły w Łodzi publiczność do prądu i z dużą mocą zapewniły dawkę wyśmienitej rozrywki!
Fot. Radosław Żydowicz
Bartek Król – Z wykształcenia prawnik, z zawodu – dziennikarz. W mediach w różnych rolach od przeszło dwóch dekad. Jego największą pasją są podróże – odwiedził dotąd blisko 50 krajów świata i nie może doczekać się kolejnych wypraw. Koncertów trudno już mu się doliczyć, ale na pewno „było ich ponad trzysta”. Płyty przesłuchuje między innymi podczas biegania – często można go spotkać na trasach Łodzi i regionu. Najbardziej lubi mroczne i dość ciężkie brzmienia, ale z entuzjazmem potrafi też wsłuchać się w artystów wykonujących zupełnie inną muzykę.
















